piątek, 17 października 2014

zmiany,zmiany...

Troszke zmian sie nam szykuje. I w najblizszym czasie i w troche dalszej przyszlosci.
Po pierwsze, podjelam decyzje,ze nie wracam do pracy po urlopie macierzynskim. Dlugo sie zastanawialam, co bedzie najlepsza decyzja dla dzieci, dla mnie, dla naszej Rodziny i doszlam do wniosku, ze na chwile obecna nie chce spedzac w pracy polowy dnia. Chce byc przy Mariance, chce o normalnej godzinie odbierac dzieci z klubu malucha i przedszkola, chce spedzac z nimi popoludnia, chodzic na spacery,rozmawiac, wyglupiac sie. Po prostu byc.

Po drugie, od przyszlego tygodnia Julinka i Mateusz po przedszkolu dwa razy w tygodniu beda uczeszczali na...niemiecki :-) Tesciowa kazala mi stuknac sie w glowe i przestac wydziwiac i jesli juz zapisac na angielski. Moi Rodzice przy kazdej okazji truja,ze mam w ogole zrezygnowac, bo to tylko obowiazek i pozbawie dzieci radosci i dziecinstwa. A ja po prostu mysle przyszlosciowo,bo...

Po trzecie chcieibysmy przeniesc sie na stale do Niemiec. Nie dzis i nie jutro,ale ze spokojem za kilka lat. Kuba bedzie mial tam wieksze perspektywy,dzieci tak samo, a i ja zawsze chcialam mieszkac za granica.Co prawda, w jakims cieplym kraju,ale jak sie nie ma co sie lubi,to sie lubi co sie ma :-) Mam nadzieje, ze Brzdace przed wyjazdem zalapia jakies podstawy jezyka i beda mialy choc troche ulatwiony start.

I po czwarte znow odnalazlam szczescie. w zwyklej codziennosci. nareszcie znow jest normalnie. spokojnie. Dzieci odnalzaly spokoj, znow sa radosne, beztroskie i zwyczajnie szczesliwe.
Ich szczescie, to moje szczescie.

środa, 15 października 2014

Jesień...

Gdzie się podziała ta piękna, złota jesień z ostatnich dni?

Od wczoraj za oknem szaro, ponuro i mokro. A mnie ogarnął jakiś absolutny niechciej i najchętniej nie wychodziłam spod koca. I pomyśleć że jeszcze kilka temu biegałam pełna energii. Ganiałam za dziećmi po placu zabaw i po ogródku. Zrobiłam porządki w domu-łącznie z umyciem wszystkich okien.

A teraz?
Teraz zalegam na kanapie. Rano wskoczyłam w dres, odwiozłam Brzdące do przedszkola i wygląda na to, że to na dziś koniec mojej aktywności. Mogłabym iść na spacer z Lilą i Marianką, bo nie pada, ale tak bardzo mi się nie chcę, że sobie to daruje. Li po przeziębieniu więc do końca tygodnia towarzyszy nam w domu, zaszyłyśmy się na kanapie i dzień spędzimy na przytulasach.

Może wreszcie nadrobię blogowe zaległości, albo naskrobię kilka postów na zapas, bo parę tematów siedzi mi w głowie.

Na razie dopiję herbatę, odciągnę Li od piersi na której ostatnio wisi częściej niż siostra i zabiorę się za przygotowanie obiadu...